Strona koła nr. 82 w Chełmie

Dubelt

 

W rozdziale pierwszym zostanie zaprezentowana systematyka, opis i biologia gatunku oraz lęgi z opisem tokowiska. Przedstawiony zostanie opis gatunku na podstawie dawnej literatury. Zamieszczone zostały klucze do oznaczania gatunku-dubelt i dla porównania gatunku-kszyk.

1.1. Systematyka

Królestwo - zwierzęta

Typ – strunowce

Podtyp – kręgowce

Gromada - ptaki

Rząd – siewkowe

Rodzina – bekasy

Gatunek – dubelt (Gallinago media) Latham, 1787

 

 

Rys.1 Dubelt

 

1.2. Biologia gatunku

 

Dubelt to ptak z rodziny bekasowatych, rzędu siewkowych. Nazwa systematyczna gatunku Gallinago media - dawniej również Capella media. Średni ptak wędrowny zamieszkujący Europę środkową po Jenisej. Zimuje w tropikalnych rejonach Afryki na południe od Sahary.  Przeloty w marcu - maju i lipcu – listopadzie. Cechy gatunku: wyraźny brak dymorfizmu zarówno płciowego jak i wiekowego.
Wierzch głowy ciemnobrązowy z szerokimi jasnobrązowymi smugami na środku głowy i nad oczami. Wierzch ciała brązowy z czarno brązowymi plamami. Spód ciała jasny z ciemnym prążkowaniem. Ogon rdzawy z białymi krawędziami. Dziób długi , prosty, brązowy z czarnym końcem. Wymiary dł. 26-30cm. rozpiętość skrzydeł 45-50cm. Masa ciała140-250g. Biotop łąki i bagna.

 

Rys.2 Zdjęcie gniazda

 

Dubelt jest jedynym europejskim bekasem tokującym na ziemi. Samice zakładają gniazda w miejscach odległych o wiele setek metrów od miejsca tokowiska. Buduje je na ziemi, w suchym wyniesionym  miejscu. Wyprowadzają jeden lub dwa lęgi, składa 3-4 jaja. Wysiadywane przez 22-24 dni przez samicę. Świeżo wyklute pisklę waży 13-17 g. Pisklęta po wykluciu opuszczają gniazdo i pozostają pod opieką obojga rodziców, do momentu uzyskania zdolności do lotu (ok. 5 tyg.). Czas osiągnięcie dojrzałości płciowej jest nieznany.
Pożywienie stanowią bezkręgowce (owady i ich larwy, dżdżownice, ślimaki). W diecie znajdują się także nasiona, zwłaszcza roślin bagiennych. Żeruje przez sondowanie dziobem w głąb gleby, stosunkowo często zbiera zdobycz z powierzchni ziemi. Liczne obserwacje wskazują, że rzadziej niż kszyk żerują wchodząc w wodę, a częściej pożywiają się na obrzeżach kałuż i sadzawek.
Przeważnie prowadzi samotniczy tryb życia. Jedynie podczas toków dochodzi do gromadzenia się ptaków. Samce wydają ciche charakterystyczne głosy. Najpierw jest to modulowany świergot, potem głuchy klekot a na koniec rytmiczny  świst. Głosu można posłuchać na tokowisku i jak również za pośrednictwem Internetu na stronie ptaki.

 

1.3. Tokowisko- trawiasta arena

 

Rys.3 Zdjcie dubelta na takowisku

 

 

W Polsce żyją cztery gatunki ptaków odbywających grupowe toki i są to oprócz dubelta, cietrzewie, bataliony i głuszce. Toki dubeltówzaczynają się o zmierzchu, a na dobre rozkręcają się w nocy. Samce są upierzone identycznie jak samice, które są większe od samców. Na jednym tokowisku znajduje się kilka do kilkunastu sztuk. Tokujący dubelt wdrapuje się na swoją kępkę turzyc i staje nieruchomo, stoi tak przez kilka minut i „nadyma  się” – nabiera powietrze w płuca i worki powietrzne, aż staje się większy niż normalnie, następnie je wypuszcza, porusza przy tym dziobem i wydaje coraz szybszy dźwięk przypominający wylewanie płynu z butelki o wąskiej szyjce. W kulminującym momencie, gdy powietrze uchodzi najprędzej, ptak wykonuje wymach skrzydłami, rozkłada sterówki. Skrajne pary sterówek są białe i pozostają widoczne przez kilka minut. Sam tok trwa kilka sekund.

 

Zdjcie pary dubeltw

Rys.4 Zdjcie pary dubeltów

 

Tok jednego samca pobudza inne, wtedy słychać terkoczące serie tokujących dubeltów. Toki wprawiają samce w stan podniecenia którego wyrazem są skoki. Ptak wielkości kuropatwy skacze bez pomocy skrzydeł na wysokość 2 metrów, a następnie lotem okrężnym wraca na swoje tokowisko. Skoki są pojedyncze i grupowe. Gdy dwa ptaki spotkają się na granicy, dochodzi do bezkrwawej walki. Ptaki maszerują po granicy, czasami odwracając się, skaczą do góry zderzają się w powietrzu piersiami. Walki mogą trwać nawet do kilkudziesięciu minut.
Samice przychodzą (a nie przylatują) i to one wybierają samca. W większości jest to samiec  zajmujący centralne miejsce w tokowisku. Po zapłodnieniu samica się oddala i samotnie buduje gniazdo i wysiaduje jaja. Samiec nie wysiaduje jaj .
Dubelt to jedyny gatunek, u którego samiec tokuje grupowo i jednocześnie wybiera partnerki. Prowadząc nocny tryb życia, toki rozpoczyna wieczorem na ziemi. Wyciąga szyję, wypina piersi, przyjmuje taneczne pozy. Długimi dziobami wydaje dziwne odgłosy: warczenie, ćwierkanie, klekotanie, gwizd lub chichot. Co chwila błyska biel piór ogona, w czasie gdy samce jak  artyści w najwyższym podnieceniu rozkładają je jak wachlarz i unoszą skrzydła. Zaoferowane samce i samice biegają, przeganiają się nawzajem, czasami atakują, wyskakują w powietrze, zderzając piersiami. A to wszystko, to w świetle gasnącego słońca, na skrawku bagien wśród udeptanych traw i turzyc.
Dubelty długonogie ptaki o eleganckich piórach, w melanż beżu, głębokiego brązu i bieli zapraszają na występy o zmierzchu. Nie tylko tańczą i grają, lecz również urządzają pojedynki. W roli szpady –dzioby!
Dubelty stale zerkają jednak dokoła, wypatrują samic. To zbiorowe widowisko jest przecież dla nich. By mogły wybrać ojca dla swych dzieci. Czym się kierują panie? To proste. Do zbliżenia dopuszczają wyłącznie gwiazdorów nietrudno ich poznać, bo zajmują miejsce w samym środku sceny. By je zdobyć trzeba stoczyć wiele walk, przepędzić wielu konkurentów, mieć siłę i zdrowie do występów. No i dożyć do premiery w dobrej kondycji. Ten, któremu się to powiedzie, dowodzi zarazem, że ma idealne geny. Samiec doskonale wie, że z każdym zbliżeniem jego forma spada. Dlatego przepędza partnerki, które już dostały to, po co przyszły. Następuje parzenie. Samica zwykle składa 4 jajka w gnieździe w pobliżu tokowiska. Samce nie biorą udziału w opiece nad potomstwem. Pisklęta to typowe zagniazdowniki. W przypadku utraty lęgu w początkowym okresie zakłada drugi.
Organizacja tokowiska jest odmienna jak innych ptaków, występują tu wszystkie cztery rodzaje wyborów- wybiera samiec, wybiera samica, jest konflikt pomiędzy samicami i samcami. Samiec tokujący godzinami, codziennie traci ok. 5 % masy ciała, pokrywa te wzmożone zapotrzebowanie na pokarm, prawie wyłącznie drobnymi bezkręgowcami, owadami i ich larwami.
Przyczyną ginięcia ptaka jest zanikanie podmokłych łąk, które są środowiskiem życia dubelta. Główną przyczyną jest odwodnienie, poprzez spadek poziomu wód gruntowych. Dublety występują tylko na podmokłych łąkach o odpowiedniej wilgotności i wysokim ph. gruntu, gdzie „sądując”  znajduje swój ulubiony przysmak dżdżownice.
Dubelt lata ciężko i powoli, po zerwaniu się w linii prostej i stąd bardzo łatwy do upolowania. Toki zaczynają się ok. 10 kwietnia, trwają do 20 czerwca. Przez cały czas, tokują w tym samym miejscu. Po zimie, wracają w to samo miejsce. W przypadku wysokiego stanu  wód  i zalania tokowiska, znajdują miejsca zastępcze, ale wracają na tradycyjne tokowisko gdy ustąpi woda.


1.4. Opis gatunku wg W. Krawczyńskiego
 
W popularnym podręczniku „Łowiectwo” inż. Wiesława Krawczyńskiego z wydania pierwszego z 1924 r, będącego przez wiele lat najlepszym źródłem informacji i wiadomości dla braci leśników i myśliwych, znajdujemy pierwsze wiadomości o naszych bekasach: kszyku i dubelcie. Dowiadujemy się, że dubelt  należy do rzędu ptaków brodzących,  rodziny bekasów, jest ptakiem przelotnym, przybywającym do nas  wiosną a gdy pierwsze przymrozki jesienią nadejdą, powracającym na południe.
Żywi się głównie owadami i robactwem, które na wilgotnych gruntach w wielkiej ilości się znajdują. Żeruje zwykle nocą, w dzień skrywa się między kępami traw i zielska, na moczarach rosnących. „Przyciąga” tj. przylatuje wczesną  wiosną, bo w marcu, najpóźniej z początkiem kwietnia i zaraz rozpoczyna okres godów. I wtedy  na tokowiskach, rozlega się, zwłaszcza wieczorem charakterystyczny głos samców, w gwarze myśliwskiej mówimy, że „bębni”. Autor cytuje wers z „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza:
 
„Już bekasy do góry porwawszy się wiją,
I bekając raz po raz jak bębenki biją”

Dubelt wielkości jest około 30 cm, długość ogona wynosi około 7 cm, rozpiętości skrzydeł dochodzi do 50 cm, same skrzydła to ok. 15 cm, dziób jest ok. 6 cm, długości.
Podobny upierzeniem do po bratniego kszyka, z wierzchu jest czarno brunatny z ceglastymi plamami, od spodu jest jasno matowoszary i biały. Grzbietem ciągną się dwa żółtawe paski. Ogon jest 16 sterówek złożony, przy końcu rdzawo szary, z poprzecznymi czarnymi prążkami, końce białe. Wyróżnia się od kszyka wielkością, lotem wolniejszym i bez zygzaków,  nie wzbija się za wysoko. Nie przebywa na bagnach grząskich, lecz raczej w trawach łąkowych o mokrym podłożu. Dubelt gnieździ się dwa tygodnie później niż kszyk, samica niesie  jaja, podobne do jaj kszyków, które wysiaduje w ciągu 18- 21 dni.
Polowanie na opisane powyżej ptactwo odbywa się psem legawym, na rozległych błotach. Wybiera się dni ciepłe, słoneczne, spokojne, bo wtedy bekasy lepiej „dosiadują”. Psa należy trzymać krótko, „posuwać” tj podchodzić zawsze  pod wiatr. Często myśliwy odgłosem własnych kroków zmusza ptaki do wzniesienia i wtedy, w każdej chwili należy być przygotowanym do oddania strzału".

 

Zdjcie tokujcego dubelta

Rys.5 Zdjcie tokujcego dubelta

 

1.5. Klucze do oznaczania ptaków.

 

Klucz prezentowany poniżej umożliwia oznakowanie poszczególnych gatunków ptaków został zamieszczony w opracowaniu zbiorowym pod redakcją B. Ferensa z serii „Klucze do oznakowania kręgowców Polski-ptaki” (1967,1971). Sposobem łatwym do określenia jest opis ubarwienia skrajnych sterówek i tak:
Klucz do oznaczania gatunku dubelt: skrajne sterówki w górnej połowie są czysto białe (osobnik starsze) lub z poprzecznymi popielatymi smugami. Na brzuchu śniade, poprzeczne plamkowanie.

 

Sterwki kszyka

Rys.6 Sterwki kszyka

 

Klucz do oznaczania gatunku kszyk: skrajne sterówki są rudawoszare, brunatno poprzecznie pręgowane. Brzuch jest całkowicie biały.

 

 

 Rozpostarte skrzydo obrczkowanego dubelta

Rys.7 Rozpostarte skrzydo obrczkowanego dubelta

 

1.6. Opowiadanie „Dwunasty” wg W. E. Hermana

Poniżej prezentuję opowiadania o dubelcie. Zamieszczam całość opowiadania, tłumaczonego z języka rosyjskiego, ze szczególnego powodu, narratorem jest sam dubelt. Zdaję sobie sprawę z wielkości i zawartości  cytatów zamieszczonych w pracy, uważam jednak że opowiadanie jest najlepszym, w mojej ocenie literackim jak i fachowym źródłem wiedzy o biologii dubelta. Zbierając i porównując kolejne wiadomości najwięcej dowiedziałem się z lektury tego opowiadania. Od tego momentu rozpoczyna się i do dzisiaj trwa, moja przygoda – sentyment do dubelta.
Życzę miłej i przyjemnej lektury.
 
 „Dwunasty”
„Błoto-cały świat na ziemi,
ma ono swój własny byt,
swoich osiadłych i przelotnych mieszkańców,
swoiste głosy i szmery,
a przede wszystkim… swoją tajemnicę.
                                 Gay de Maupassant
 
Jak piękny zielony kobierzec rozciągało się wokół bezkresne  naddnieprzańskie zalewisko. Błotniste niziny, otoczone kępami łozy, głębokie „oka” z brzegami zarośniętymi osoką i tatarakiem a miejscami całkowicie pokryte skrzypem, sąsiadowały z cichymi jeziorkami, gdzie wśród trzcin i szuwarów wywodziły swe lęgi kaczki, łyski i ostrożne kurki wodne.
Błota wydawały się uśpione lub martwe, a tymczasem w tajemnych labiryntach bagiennej roślinności tętniło życie, zazdrośnie ukryte przed niepowołanym wzrokiem.
W gęstej trawie przemykały rącze chruściele, w zaroślach osoki biegały przychylone ku ziemi kuliczki, pomiędzy kępami zręcznie lawirowały bekasy i dubelty.
Całe to królestwo skrzydlatych mieszkańców błot pulsowało intensywnym choć niewidocznym życiem. Jedynie malutkie trzciniaki i złociste pliszki od czasu do czasu siadywały na wysokich trzcinach i przerywały panującą dookoła ciszę swymi dźwięcznymi głosikami.
Na błocie zjawili się ludzie. Z bronią w ręku hałaśliwie kroczyli przez nizinę. Pod ich butami kładły się trawy, z chlupotem rozpryskiwała się rdzawa woda, soczyście mlaskała czarna, lepka maź.
Myśliwi bynajmniej nie skradali się ani nie taili swojej obecności, pewnym krokiem posuwali się naprzód. Błotniaki na ich widok odlatywały w pośpiechu , chruściele i kurki wodne śmigały na boki, kryjąc się w zaroślach, bekasy przypadały do ziemi i przyczajały się. Silnie zbudowany pointer w żółte łaty z podniesioną do góry głową okładał galopem błoto przed myśliwymi. Jego wyraziste nozdrza poruszały się wietrząc znajome wonie. Przyjemnie pachniały kwitnące trawy, rdzawa woda i gnijące rośliny. Ale nie te zapachy absorbowały psa. Inny, ledwie wyczuwalny, ale dobrze znajomy, drażniący aromat rozlewał się po błocie. Pachniało ptakami, tymi, które zawsze bezgranicznie denerwowały psa. Oczekiwał ich i szukał, kiedy po strzałach pana spadały na ziemię, gubiąc piórka.
Nagle pies w pełnym biegu, jakby potknąwszy się, ostro zahamował. Jego nozdrza wyraźnie zwietrzyły ptaka – nie słabą rozpyloną wśród traw woń jego śladów, lecz samego ptaka. Musi być gdzieś wśród kępek, zupełnie blisko. Jeszcze dwa, trzy kroki – i pies wyraźnie poczuł, że upragniony ptak siedzi przed nim , ot tam, wśród osoki za niewielką kępkę traw. Myśliwy, ściskając w ręku broń i głośno człapiąc po wodzie zbliżał się do niego. Kiedy podszedł blisko, pies usłyszał jego schrypnięty ze zdenerwowanie szept: „Naprzód, Ładusiu, naprzód!”
Pies rzucił się naprzód i w tej samej chwili z charakterystycznym łopotem skrzydeł poderwał się przed nim dubelt i pociągnął nisko nad błotem. Ostro klasnął strzał – i ptak, zwinąwszy się w powietrzu, uderzył w ziemię.
-Podaj!- padła komenda.
I oto długo oczekiwany ptak jest już w kufie psa. Ostrożnie swymi zgrabnymi długimi nogami Łada delikatnie podała panu zdobycz.
-Płatonycz!- zawołał myśliwy do kolegi odbierając ptaka- Chodź prędko i zobacz, jaki to dziwny dubelt: prawie jak słonka, wielki i tłusty i cały biało nakrapiany. Nigdy mi się nie zdarzyło ubić takiego!
Płatonycz długo i wnikliwie oglądał ptaka. Dubelt rzeczywiście był znacznie większy od ptaków tego samego gatunku , sukienkę miał bardziej pstrokatą i strojniejszą od swych współbraci.
-Dziwny ptak, nieprawdaż? – zapytał myśliwy, trzymając w ręku zdobycz. –Podobny i niepodobny do dubelta. Jest to mój dwunasty dubelt w tym sezonie. W życiu swym ubiłem ich bardzo dużo, ale taki trafił mi się po raz pierwszy.
-Tak – zgodził się Płatonycz – rzeczywiście jest dziwnie duży i upierzenie ma zupełnie inne… To prawdziwie dubelcie książątko i na pewno jest jakaś tajemnica w jego pochodzeniu.

 

Rys.8 Bez tytułu

Rys.8 Bez tytułu

 

Surowa jest przyroda archangielskiego obwodu. Na północy wschód od Archangielska, wije się wśród bagnistych nizin niewielka rzeczka Kielda, niosąc swe wody do zimnego Morza Białego. Nieprzebyte lasy, liczne rzeki i jeziora, grząskie błota i surowy klimat czynią ten kraj mało pociągającym i trudnym do życia. Ale gdy nastanie wiosna, pod gorącymi promieniami słońca topnieją śniegi, zamarznięta ziemia ożywa, zmartwychwstaje życie. Liczne ptactwo przylatuje z ciepłych krajów do rodzinnych stron na gniazdowanie.

Stada gęsi i kaczek, dźwięczne kuliki i inne ptaki wypełniają wesołym rozgwarem knieję i wody. Niektóre lecą dalej na północ, inne osiadają w tej krainie.

I tej wiosny, podobnie jak w poprzednich latach , stara samica dubelta, pokonawszy olbrzymią przestrzeń siedmiu tysięcy kilometrów, przyleciała od brzegów ciepłego afrykańskiego jeziora Wiktoria na rodzinne błota nad górnym biegiem Kieldy. Tu kiedyś, wiele lat temu, sama ujrzała światło dzienne. Od tego czasu dwa razy do roku, na wiosnę i na jesieni, przelatuje olbrzymie przestrzenie, żeby przezimować na obczyźnie i z wiosną powrócić do ojczystych stron, na znajome błota, i tu dać życie nowemu pokoleniu.

W tym roku wiosna nastała wczesna i łagodna. Już w maju dubelty zaczęły się zbierać  na tokowiska na starych ulubionych miejscach, ukrytych w gęstej trawie, otoczonych krzakami i karłowatymi drzewami.

O zachodzie słońca stara samiczka wraz z innymi ptakami przylatywała na polankę. Głuche „kwaczące” dźwięki obwieszczały samcom początek toków. Kawalerowie nie kazali na siebie długo czekać. Strojne po wiosennemu samce kroczyły po tokowisku z opuszczonymi skrzydłami i rozpostartymi wachlarzowato ogonkami. Klaszcząc ostro długimi dziobami wydawały przyzywające brzęczące dźwięki: „bi-bi-be-bebb-perera!” Odrzucały przy tym głowy na plecy, uderzały skrzydłami i wysoko zadzierały ogony. Czasem samce spotykały się ze sobą i, nie chcąc ustąpić z drogi rywalowi, rozpoczynały walkę. Po chwili znów się rozchodziły i kontynuowały swój pochód dookoła tokowiska.

Skromniejsze samiczki siedziały cicho i z ukrycia, w trawie lub krzakach, obserwowały popisy swych rycerzy. Gdy tylko na horyzoncie zapalała się zorza poranna, dubelty rozbijały się na pary i opuszczały tokowisko, aby wieczorem powrócić na miejsce wiosennych godów.

Na suchszym miejscu wśród błot, otoczonym niedostępną topielą i gęstymi krzakami, stara samiczka przygotowała niewymyślne gniazdko-dołek i zaczęła w nim składać szarożółte jajeczka, nakrapiane burymi plamkami. Kiedy w gniazdku leżały już trzy jajeczka, starej samiczce wydarzyła się niezapomniana przygoda. Pewnego dnia jak zwykle przyleciała o zachodzie słońca na toki, a ponieważ samców jeszcze nie było, więc aby skrócić czas oczekiwania , poczęła starannie wygładzać dzióbkiem pomięte piórka. Nagle jakieś nieznane dźwięki w powietrzu zwróciły jej uwagę. Przechyliwszy na bok główkę badawczo spojrzała w górę. Nad polanką, wysoko w powietrzu latał tam i powrotem dziwny dubelt. Od czasu do czasu składał skrzydła i szeroko rozpostarłszy ogon spadał gwałtownie w dół. Czasem zatrzymywał się na moment i znów spadał. Piórka jego ogona wydawały warczące dźwięki, z przerwami w chwilach gdy przechodził w lot poziomy.

Nie doleciawszy do ziemi, ptak wyrównał lot i urywanie krzyknął: „Czok, czok!”, a po krótkiej pauzie wydał przeciągły nosowy dźwięk „Cza-a-a!” Następnie dziwny ten przybysz, zataczając koła, ponownie wzbił się w przestworza i znów spadł ku ziemi z bębnieniem i krzykiem. Podobny, zupełnie nie znany samiczce obrzęd powtarzał się kilkakrotnie.

 

Rys.9 Zdjcie dubelta

Rys.9 Zdjcie dubelta

 

 Zainteresował ją ów nieznajomy. Odbiegła w bok od tokowiska i, wysłuchawszy kilka jego „serenad”, wydała przyzywający okrzyk, zapraszając przybysza, aby opuścił się na ziemię. Dziwny dubelt dostrzegł samicę, jego okrzyki stały się głośniejsze i bardziej namiętne, wzloty i spadania jeszcze szybsze, a pauzy krótsze. Wreszcie, zatoczywszy nad samiczką ostatni krąg opuścił się obok niej na trawę. Samica z zainteresowaniem obejrzała nie widzianego dotąd ptaka. Był większy od jej krewniaków, upierzenie miał bardziej kontrastowe, i było w nim tyle białych prążków i plamek, ile nie widuje się nawet u kszyków, z którymi nieraz przecie spotykała się na błotach.

Nie mogła wiedzieć, że był to górski dubelt przedstawiciel największego wśród bekasowatych podgatunku, zwanego zachodnim bekasem samotnikiem. Nie wiedziała też, że bytuje on daleko na wschodzie, o tysiące kilometrów od jej ojczyzny i że zaleciał nad brzegi Kieldy przypadkowo.

Samotnik zbliżył się do samiczki i stanął, niezdecydowany. Pani dubeltowa uprzejmie go przyjęła i nie czekając na koniec toku poprowadziła głąb błota, w gęste zarośla traw i krzewów.

W gniazdku zjawiło się ostatnie, czwarte jajeczko i stara samiczka przestała uczęszczać na toki. Zaczęła wysiadywać. Po upływie trzech tygodni z jajek wykluły się pisklęta pokryte popielatym puchem. Przez cały miesiąc opiekowała się swym potomstwem. Prowadzała je na żerowisko, strzegła przed wrogami, zawsze w odpowiedniej chwili ostrzegła je przed niebezpieczeństwem.

Doświadczenie starej samiczki pomogło pisklętom dość pomyślnie przeżyć pierwszy najtrudniejszy miesiąc życia. Tylko jeden z czterech małych dubeltów już w pierwszych dniach dostał się w zęby łasicy- tego małego, pięknego zwierzątka w rudym futerku, z wyglądu tak łagodnego i spokojnego, a w rzeczywistości jednego z najbardziej krwiożerczych drapieżników.

Trzy pozostałe pisklęta szybko przekształcały się w dorosłe ptaki. Jeden z nich, ten, który był synem górskiego dubelta, przerósł swe rodzeństwo i jaskrawo wyróżniał się  upierzeniem. Odziedziczył po ojcu ciemne piórka na głowie i plecach i liczne białe cętki na całym ciele. Był najżywszy i najruchliwszy z całej trójki i przysparzał matce najwięcej trosk.

Mniej więcej po upływie pięciu tygodni młodzież rozpoczęła samodzielne życie. Zbliżała się jesień, noce stały się chłodne, zdarzały się poranne przymrozki. Dubelty szybko nabierały tłuszczu, gotując się do długiej podróży do ciepłych krajów.

Młody dubelt- mieszaniec, jak przystało prawdziwemu samotnikowi, trzymał się z dala od swych krewniaków. Coraz bardziej odczuwał potrzebę porzucenia rodzinnej Kieldy i puszczenia się w nieznaną, a niebezpieczną podróż na południe. Wreszcie, na początku września nie wytrzymał, wzbił się w przestworza i poszybował na południowy zachód.

 

Rys.10 Zdjęcie dubelta

Rys.10 Zdjęcie dubelta

 Leciał przez całą noc. Pozostawił za sobą archangielski obwód, przeciął linię kolejową łączącą Moskwę z Leningradem i wczesnym rankiem opuścił się na zielone łąki nad rzeką. Okolica odpowiadała mu, zdecydował się więc przerwać dalszą podróż i odpocząć tu przez kilka dni. Na łąkach było dużo dubeltów- część z nich wylęgła się na miejscu, większość zaś przylatywała z północnych rejonów i wysypywała się w rozlewiskach rzeki, aby się tu podkarmić i odpocząć przed trudami dalekiej drogi.

Pierwsze dni młody dubelt spędził spokojnie. Forsownie odżywiał się po nocach, w dzień odpoczywał w zacisznych, bezpiecznych miejscach. Pewnego dnia o świcie usłyszał na błocie nie znane grzmiące odgłosy, jakby krótkie ostre uderzenie piorunów.

Dotychczas nie widział ani ludzi, ani psów, ale instynktownie przeczuwał niebezpieczeństwo. Gdy jednak usłyszał psa w bezpośredniej bliskości, nie odważył się zerwać do lotu, lecz przyczaił się i starał się jak najbardziej przywrzeć do ziemi.

Ale pies już go zwietrzył, skradając się podszedł do niego na kilka kroków- i stanął. Za nim ukazał się człowiek, istota nie znana, ale w niepojęty sposób straszna. Dubelt jeszcze mocniej przywarł do ziemi. Człowiek coś krótko powiedział do psa, a ten natychmiast rzucił się w stronę ukrytego ptaka. Innego wyjścia nie było: dubelt odbił się od ziemi, rozwinął skrzydła i poleciał w kierunku rzeki. Z tyłu za nim zagrzmiało, coś świsnęło koło niego, poczuł ostre uderzenie w lotkę skrzydła. Co sił uciekał od niebezpieczeństwa- przeleciał przez rzekę i opuścił się na bagno zarośnięte kępami łozy.

Już nie słyszał wrogów, strach przechodził, tylko jedno piórko, złamane przez zabłąkaną śrucinę, przypominało o pierwszym spotkaniu z człowiekiem i o niedawnym śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Po paru dniach dubelt poleciał dalej. Czas jakiś droga jego prowadziła wzdłuż Dniepru, następnie przeciął Morze Czarne, minął Turcję, Morze Śródziemne i wylądował w dolinie Nilu. Spędzając dnie w ukryciu a nocami lecąc na południe, przeciął Egipt i Sudan, dotarł na terytorium Kenii, by zakończyć  podróż na północno-wschodnim brzegu największego afrykańskiego jeziora Wiktoria.

Olbrzymia, ponad siedem tysięcy kilometrów licząca, droga dzielił go teraz od rodzinnej Kieldy.

Młody dubelt nigdy jeszcze nie był w tych okolicach, nikt nie wyznaczył mu tej trudnej i niebezpiecznej trasy, ale wrodzony instynkt nieomylnie, jak po nitce, przyprowadził go do stałego zimowiska matki.

Kilka miesięcy spędził dubelt na błotnistych brzegach jeziora Wiktoria. Przezywał tu upalne posuchy i ulewne deszcze, przyzwyczaił się do dziwnej, jak gdyby sztucznej roślinności, tak bardzo niepodobnej do traw i drzew jego rodzinnych stron, do krzykliwego ptactwa i egzotycznych zwierząt, bytujących  w równikowej Afryce.

Czasem spotykał swych współbraci, ale przyzwyczajony do samotnego życia pozostawał obojętny na te spotkania. Nie wiedział wcale, że wśród wielu dubeltów zimuje w tych okolicach również jego matka, brat i siostra. A gdyby nawet wiedział, nie szukałby ich towarzystwa, gdyż zupełnie o nich zapomniał – i nawet nie poznałby ich przy spotkaniu…

Po kilku miesiącach zimowania pociągnęło dubelta z powrotem do ojczyzny. Niepojęte podniecenie coraz bardziej opanowywało ptaka. Do pewnego czasu coś go wstrzymywało, dopiero kiedy w dalekiej jego ojczyźnie ukazały się pierwsze oznaki wiosny, porzucił jezioro i wziął kurs na północ.

Znów jak w kalejdoskopie przesuwały się pod jego skrzydłami afrykańskie ziemie, rzeki, morza i góry, potem już rodzinne lasy i błota.

Rodzinna Kielda przyjęła go nieżyczliwie. Wiosna się spóźniała, było chłodno, północne wiatry zmuszały dubelta do szukania schronienia w gęstych zaroślach. Gdy wreszcie nastały ciepłe dni ptak się ożywił. Ciągnęło go do towarzyszy, zapragnął skończyć z samotnością.

Pewnego razu po zachodzie słońca usłyszał przyzywające głosy samic i poleciał na polanę, gdzie zbierały się  dubelty na wiosenne toki. Tam, jak inne samce otwierał w wachlarz swój ogon, opuszczał skrzydła, zarzucał głowę do tyłu i klaskając długim dziobem kroczył z powagą po tokowisku. Potem bił się z rywalami, odchodził rano z samiczkami i na noc znów wracał na tokowisko-ale w odróżnieniu od swych współbraci, czasem miał ochotę oderwać się od ziemi i potokować w powietrzu.

Pewnego razu nie wytrzymał i wzbiwszy się do góry zaczął krążyć nad tokowiskiem, gwałtownie spadać w dół i wydawać triumfalne okrzyki – tak jak to w swoim czasie czynił jego ojciec, dubelt górski.

Wreszcie skończyły się wiosenne toki. Samice zasiadły na jajach, a samce pochowały się w niedostępne gąszcze, żeby tam wylinieć i doczekać końca lata.

Gdy nadeszła jesień, dubelta znów pociągnęło do dalekiej podróży. Po raz wtóry porzucił swe ojczyste strony i poleciał na południowy zachód. Wczesnym rankiem opadł na mokre łąki, w miejscu gdzie maleńka rzeczka Okra wpada do Dniepru. Teren ten spodobał się dubeltowi i zdecydował zatrzymać się tu na kilka dni.

W trawach biegały chruściele i kurki wodne, pokrzykując donośnie fruwały zygzakiem kszyki, wieczorami z zarośli wypływały łyski, między jeziorkami ze świstem skrzydeł mknęły stada cyranek i leciały ciężkie, tłuste krzyżówki. Niemało tez dubeltów gnieździło się w zielonych komyszach rozlewiskach.

Po kilku dniach, nasz dubelt, wypoczęty i odkarmiony, zapragnął ruszyć dalej. Wiedział, że w nocy wielu towarzyszy opuściło łąki i poleciało na południe, zdecydował więc pójść za ich przykładem.

Drzemał jeszcze w gąszczu osoki, gdy naraz uczuł niepokój, który go zmusił do otwarcia oczu i nasłuchiwania.

Najpierw usłyszał głuche, chlupoczące po wodzie kroki, które stawały się coraz głośniejsze. Wskoczył na kępkę trawy i zobaczył, że wprost na niego biegnie ogromny pies, a za nim posuwa się dwóch ludzi.

Chciał się szybko poderwać i uciec od niebezpieczeństwa, ale jakaś niepojęta siła obezwładniła jego członki i przykuła go do ziemi. Jak w ubiegłym roku- dubelt coraz mocniej przywierał do błota, najchętniej schowałby się pod ziemię. Słyszał, jak pies zatrzymał się kilka kroków przed nim, jak człowiek coś krótko do niego krzyknął i jak pies rzucił się w jego stronę. Dubelt wyskoczył w górę i skrzydła uniosły go w ucieczce od wrogów. Sucho klasnął strzał, ostry ból na ułamek sekundy przeszył ciało ptaka, a potem przestał już cokolwiek odczuwać. Nie poczuł swego uderzenia o ziemię, ani zębów psa, który go podniósł, nie słyszał też ożywionych głosów myśliwych- bezskutecznie starających się odgadnąć tajemnicę dwunastego dubelta…”

 

Rys.11 Upolowany bekas

Rys.11 Upolowany bekas